Do Francuzów

Oto, co zobaczyli wszyscy oglądający na zdjęciu z paryskiej ulicy. Pod zdjęciem komentarze najróżniejsze i mój też, który przytaczam w oryginalnej wersji twitterowej:

Nie dla kombinowania płcią

Prezydent RP zastopował ustawę, przepchniętą przez rządzących, o dowolnym w gruncie rzeczy decydowaniu o płci. Absurdalność tej regulacji prawnej poraża i nawet Franz Kafka czy Witkacy nie wymyśliliby takich rozwiązań literackich. No, może jednak oni akurat by wymyślili, bo byli artystami nie przeciętnymi.

Cieszę się niezwykle, że ludzie też przytomnieją i nawet na łamach mediów głównego nurtu wyrażają swą aprobatę dla decyzji Prezydenta Andrzeja Dudy i to przytłaczająca wiekszością. Oto odpowiedni tweet:

Do sejmu RP: Podwyższenie kar za znęcanie się nad zwierzętami

Do sejmu RP: Podwyższenie kar za znęcanie się nad zwierzętami

Obserwowane nader często, o wiele za często znęcanie się nad zwierzętami jest wyrazem wyjątkowego barbarzyństwa i degradacji jednostki ludzkiej. Dlatego niezwykle gorąco apeluję do wszystkich Czytelników o podpisanie petycji, która jest umieszczona pod poniższym linkiem. Z góry serdecznie i ciepło dziękuję, bowiem jestem pewien, że wielu z nas żywi znaczące, w pełni ludzkie uczucia do zwierząt.

 

https://secure.avaaz.org/pl/petition/Do_sejmu_RP_Podwyzszenie_kar_za_znecanie_sie_nad_zwierzetami/?dfnvndb

 

podpisz_petycje

Na Bakalarskiej

9 kwietnia 2013 r. wybraliśmy się na pętlę na Okęciu, kupiliśmy kilka mebli w Bodziu (na raty) i w drodze powrotnej poszliśmy na ul. Bakalarską, zwiedzić bazar “Bakalarska” i przyjrzeć się papierosom dostarczanym przez bratnie narody byłego Związku Sowieckiego oraz przypomnieć sobie atmosferę Jarmarku Europa na Stadionie Dziesięciolecia, bowiem część sprzedawców po likwidacji tamtego ogromnego miejsca handlowego przeniosła sie na Bakalarską. Miałem z sobą recorder i powstał reportaż zupełnie bezpretensjonalny.

 

Na Bakalarskiej by Piotr Wójcicki on Mixcloud

 

O warsztacie

53bd50776_hokus_pokus_czary_maryPewien autor o tzw. postępowych poglądach zjechał Wojciecha Cejrowskiego, tłumacząc jednocześnie postawę Ewy Wójciak, postponujacej papieża grubym słowem oraz prof. Zofii Kolbuszewskiej, która podpisała się pod obroną szefowej Teatru Dnia Ósmego. Autor użył metody dziwacznej i niestety często stosowanej, a intelektualnie żenującej.

Sytuacja wyjściowa jest prosta. mamy trzy postacie: dyr. Wójciak (czy ktoś jeszcze pamięta jej wybitne osiągnięcia teatralne i aktorskie?), redaktora Cejrowskiego i prof. Zofię Kolbuszewską. Mamy fakty, mamy osoby dramatu i możemy spokojnie wziąć się za opracowanie owego dramatu. Proste jak droga ku słońcu. Wyraziste poglądy, wyraziste wypowiedzi, wyraziste poczynania. Czego chcieć więcej?

 Okazuje się, że Autorowi z niewiadomych mi powodów czegoś wyraźnie zabrakło i postanowić pogłębić całą sprawę przez odwołanie się do zamierzchłej historii, która pewnie powinna nam dopiero uzmysłowić siłę argumentacji Autora.

Zadaje więc on szereg pytań pomocniczych, niektóre retoryczne, niektóre wynikające zapewne z autorskiej ciekawości („ciekawe co zrobiłby w takiej to, a takiej sytuacji 500 lat temu”), a niektóre zadaje po to, aby na nie natychmiast odpowiedzieć. Dokonał więc Autor dość skomplikowanej operacji narracyjnej, rezygnując w zasadzie z klarownego przedstawienia własnej opinii.

 Dobrze, można i tak, bowiem twórczość pisarska zna zabiegi wszelkiej różnorodności. Pytania, co robiłby C. przed stuleciami ma taki skutek, że narzuca prostą odpowiedź, iż robiłby dokładnie to samo, co zrobiłby wtedy Autor. Zakładając, rzecz jasna, że byłby gruntownie wykształconym człowiekiem, chętnie spożywającym wodę z krynicy wiedzy. Nie wyobrażam sobie bowiem, aby miał wątpliwości, co do istnienia potwornej zbrodni „czarostwa”, co do karania stosem, symbolem ostatecznym potępienia w mękach piekielnych, o których realności byłby głęboko przekonany (właśnie jako człowiek światły), a tortury Autor uważałby za znakomity środek, używany w postępowaniu przygotowawczym do wykrycia prawdy, bowiem wiedziałby nasz krytyk radykalizmu katolickiego, że w obliczu Boga podczas brania na męki kłamstwo nie może wyjść z ust (z duszy, serca, umysłu) podsądnego.

No więc pytam, po co pakować się w taki intelektualny i warsztatowy galimatias zamiast – po prostu – ciąć ostrzem krytyki, wybraną z owych trzech postaci (co we wszystkich trzech przypadkach wydaje się niezmierne proste, jeśli się tylko zechce chcieć).

Musze zasmucić Autora, że byłby przez szereg minionych wieków uważany za wyjątkowego nieuka, gdyby nie podzielał poglądów ówczesnej elity umysłowej na tak bulwersujące go zagadnienia. I jeszcze raz pytam, po co to? Jeśli można prosto i szczerze, narażając się najwyżej na krytykę merytoryczną, a nie warsztatową.

Ernest Skalski wie jak i z kim trzeba rozmawiać

 

22 września 2012 o 18:27

skalskiErnest Skalski jest znakomitym, doświadczonym publicystą i właśnie dlatego pokazał, jak należy traktować poważnych oponentów. Należy ich mianowicie traktować poważnie i merytorycznie.
Nikt, powtarzam ze zdziwieniem nikt, nie zmia
żdżył tak skutecznie i celnie PiS-u jak uczynił to Ziemkiewicz w dwóch rozdziałach jednej ze swoich książek (nie pamiętam, czy to w „Polactwie“ czy „Michnikowszczyźnie“. Przejechał się po tej partii jak walec, pokazując absurdalność poczynań jej ludzi, tępotę i brak kompetencji. Uczynił to dotkliwie i bardzo skrupulatnie. Jeśli się ma takiego sojusznika, to przeciwnicy są znacznie mniej groźni.
Wie o tym Ernest Skalski i dlatego u
żywa w sporze argumentów, a nie inwektyw i pisze o krytycznych wobec PO artykułach w Gazecie Wyborczej.
Wytrawny publicysta wie,
że nie wystarczy — jak to któryś z komentatorów błyskotliwie ujął — „puścić gluta“ na Ziemkiewicza, Wildsteina, Zarembę i całkiem spory zastęp piszących, posiadających wiedzę, a przede wszystkim doskonały warsztat zawodowy. Wie, że nie wystarczy powiedzieć, że do pewnego momentu, to byli „zdolni chłopcy“ i tacy mili, i inteligentni, a później się zatrzymali — bo, co — bo np. ulegli nazyfikacji, nawrócili się na religię smoleńską, urzekły ich fackelzugi, idea wodzowska i najczarniejsze mroki klerykalizmu.
Ernest Skalski wie,
że nonsensem jest postulat denazyfikacji czegoś-kogoś, co nie zostało znazyfikowane. Kogo denazyfikować — Zarembę, Wildsteina, Antoniego Liberę (pewnie zwiedziony przez Becketta i przez tłumaczonych przez siebie starożytnych greckich tragików dał się bidulek oszołomić), a może Jana Krzysztofa Kelusa (pewnie zaślepiony nienawiścią i oślepiony blaskiem pochodni zagubił się i drżącą ręką napisał list w obronie swobody wypowiedzi — co za ignorant, nieprawdaż?).

Z czym do gości? Z czym do ludzi wiedzących, co chcą napisać, będących pewnymi swoich poglądów, a przede wszystkim posiadających fenomenalny warsztat pisarski. Toż oni takiego fatyganta, amatora-denazyfikatora czy autora, który ma nie dwie szare komórki, a pewnie trzy w kilku zdaniach okręcą sobie wokół małego palca u lewej nogi i nawet się tym nie zmęczą.
I Ernest Skalski o tym wie i podejmuje powa
żną, merytoryczna rozmowę z oponentem. Tak samo czyni Azrael i tych Autorów się czyta z szacunkiem i zrozumieniem. To są rzetelni rozmówcy, dyskutanci — a jeśli są przeciwnikami — to to są przeciwnicy, których warto, naprawdę warto mieć.