Ernest Skalski wie jak i z kim trzeba rozmawiać

 

22 września 2012 o 18:27

skalskiErnest Skalski jest znakomitym, doświadczonym publicystą i właśnie dlatego pokazał, jak należy traktować poważnych oponentów. Należy ich mianowicie traktować poważnie i merytorycznie.
Nikt, powtarzam ze zdziwieniem nikt, nie zmia
żdżył tak skutecznie i celnie PiS-u jak uczynił to Ziemkiewicz w dwóch rozdziałach jednej ze swoich książek (nie pamiętam, czy to w „Polactwie“ czy „Michnikowszczyźnie“. Przejechał się po tej partii jak walec, pokazując absurdalność poczynań jej ludzi, tępotę i brak kompetencji. Uczynił to dotkliwie i bardzo skrupulatnie. Jeśli się ma takiego sojusznika, to przeciwnicy są znacznie mniej groźni.
Wie o tym Ernest Skalski i dlatego u
żywa w sporze argumentów, a nie inwektyw i pisze o krytycznych wobec PO artykułach w Gazecie Wyborczej.
Wytrawny publicysta wie,
że nie wystarczy — jak to któryś z komentatorów błyskotliwie ujął — „puścić gluta“ na Ziemkiewicza, Wildsteina, Zarembę i całkiem spory zastęp piszących, posiadających wiedzę, a przede wszystkim doskonały warsztat zawodowy. Wie, że nie wystarczy powiedzieć, że do pewnego momentu, to byli „zdolni chłopcy“ i tacy mili, i inteligentni, a później się zatrzymali — bo, co — bo np. ulegli nazyfikacji, nawrócili się na religię smoleńską, urzekły ich fackelzugi, idea wodzowska i najczarniejsze mroki klerykalizmu.
Ernest Skalski wie,
że nonsensem jest postulat denazyfikacji czegoś-kogoś, co nie zostało znazyfikowane. Kogo denazyfikować — Zarembę, Wildsteina, Antoniego Liberę (pewnie zwiedziony przez Becketta i przez tłumaczonych przez siebie starożytnych greckich tragików dał się bidulek oszołomić), a może Jana Krzysztofa Kelusa (pewnie zaślepiony nienawiścią i oślepiony blaskiem pochodni zagubił się i drżącą ręką napisał list w obronie swobody wypowiedzi — co za ignorant, nieprawdaż?).

Z czym do gości? Z czym do ludzi wiedzących, co chcą napisać, będących pewnymi swoich poglądów, a przede wszystkim posiadających fenomenalny warsztat pisarski. Toż oni takiego fatyganta, amatora-denazyfikatora czy autora, który ma nie dwie szare komórki, a pewnie trzy w kilku zdaniach okręcą sobie wokół małego palca u lewej nogi i nawet się tym nie zmęczą.
I Ernest Skalski o tym wie i podejmuje powa
żną, merytoryczna rozmowę z oponentem. Tak samo czyni Azrael i tych Autorów się czyta z szacunkiem i zrozumieniem. To są rzetelni rozmówcy, dyskutanci — a jeśli są przeciwnikami — to to są przeciwnicy, których warto, naprawdę warto mieć.

Biznes od początku

 

pieniadze1Zgadzam się, ale muszę trochę podroczyć się w kwestii tych pieniędzy własnych, wykładanych na początek. Po pierwsze przypomina mi się reguła z „Ziemi Obiecanej” o zbędności gotówki w kieszeni na początku przedsięwzięcia i ja się z nią zgadzam, bowiem co to za sztuka wydać pieniądze skoro ma się ich całą furę?

A po drugie przykład konkretny. Byłem przed laty współwydawcą 4 książek z zakresu literatury wagonowej (jedną z nich sam popełniłem w ciągu 10 dni). Moimi wspólnikami byli wytrawni łódzcy przedsiębiorcy odzieżowi. Cztery książki pięknie wydane, ale teraz trzeba je było sprzedać. Aby je sprzedać należało je wyeksponować w dogodnych miejscach. Potrzebne nam były niewielkie segmenty złożone z dwóch drucianych półek w ilości trzystu sztuk. Zwiedziliśmy odpowiednie hurtownie i powaliła nas wizja niebotycznych kosztów takiej inwestycji. Otóż jeden z łódzkich wyjadaczy, którzy mnie wprowadzali w tajniki biznesu męczył się przez tydzień, gdyż jak się zwierzał, problem segmentów leżał mu po nocach na piersiach i dusił. I wymyślił!!!

Zamówił w hurtowni trzysta wymarzonych segmentów z gumą do żucia i równoczesne umówił się z sieciami sklepów spożywczych, że sprzeda im tylko gumę, bowiem miały już one takie półeczki z poprzednich dostaw. Pieniądze za gumy zapłacił hurtownikowi, a półki zatrzymał do swojej dyspozycji. Genialne: nie było oszustwa, obie strony były zadowolone, a my mieliśmy 300 półek na książki i wstawiliśmy je gdzie tylko się dało (przeważnie koło kas) i to wszystko gratis. Bomba!!!

I jeszcze jeden przykład. Opracowałem zbiór ustaw wywłaszczających od 1944 r. do 1993r. nakłoniony obietnicą Pani Premier Hanny Suchockiej wniesienia pod obrady Sejmu projektu ustawy reprywatyzacyjnej. Na wydanie tej pracy pożyczyłem pieniądze od pewnego właściciela zakładu fotograficznego, dałem do druku do jakiejś rodzinnej drukarenki i częściowo za druk zapłaciłem, a częściowo zapłatę stanowiła moja rozjemcza działalność, bowiem drukarskie małżeństwo się rozwodziło i miało problemy z podziałem majątku ruchomego. W ten sposób koszty wydawnicze były minimalne i niebawem się zwróciły ku radości fotografa. Sam nie miałem ani grosza. Bowiem kapitalizm to taki cudowny ustrój, w którym uczciwie można funkcjonować bez posiadania własnego kapitału, a wszyscy zaangażowani odnoszą korzyść.

No i co z tym „Pieniądze, pętaku”. Nie ma krzywdy, a jest ruch, jest zysk.

pieniadze-2

Dlaczego nas nienawidzą?

 

ż poradzić: oni nas nienawidzą. Nienawidzą naszej kultury, nienawidzą naszej religii, ale przede wszystkim, nienawidzą naszej wolności i naszej demokracji“ — napisał Jacek Pałasiński na portalu „Studio Opinii”.
ż poradzić, że jeśli ktoś obrazi Allaha i/lub Jego Proroka, to muzułmanin czuje się tak, jakby mu ktoś wyrwał mózg, serce i duszę, jakby mu została jedynie sama bezduszna cielesna powłoka z fla-kami, że czuje się tak jakby zmiażdżono mu z imentem tożsamość i w ogóle wszystko, co ma i co nadaje sens jego życiu.
ż poradzić, że muzułmanin nie ma takiej impregnowanej cywilizacyjnie świadomości jak ja.
Je
śli mi ktoś powiesi coś nieprzyjemnego na Krzyżu, to zawsze mogę być dumny, a nawet przew-rotnie zadowolony, że posiadam własny, drugi policzek, a poza tym jestem spadkobiercą francus-kich Encyklopedystów, deklaracji praw i wolności oraz najróżniejszych konstytucji i kodeksów. Co najwyżej łzę otrę z tego drugiego policzka, jeśli jacyś – rzecz jasna – fundamentaliści sprowokują sąd do ukarania za ten czyn grzywną niewinnego człowieka.
ż poradzić, że muzułmanin nie pójdzie w moje ślady i nie zaakceptuje, jako fundamentalną (tfu, co za słowo) zasadę wolności przyzwolenie na przytulanie się nagiego artysty do ukrzyżowanej figury Zbawiciela, bynajmniej nie w celach dewocyjnych. No, ale na mnie patrzy skądś tam Jean-Jacques Rousseau, a na niego nawet Rousseau Celnik nie spojrzy. On nie „nienawidzi naszej wolno-ści i naszej demokracji”, on jej zwyczajnie zupełnie nie bierze pod uwagę, bo nie jest mu do niczego, ale to do niczego potrzebna, a jeśli cokolwiek o tej naszej wolno­ści i demokracji wie, to wie, ze niesie ona dla niego gehennę pełną ognia. Tak ma.
ż poradzić, jeśli ja jestem w stanie zgodzić się na sprzeczne z moją wiarą przejawy życia, bo tak mam, po św. Pawle, iż oddziela się we mnie sfera religijna od świeckiej (nie wiem, czy nie za bar-dzo mi się ona oddziela), a rzeczonemu muzułmaninowi w żadem żywy sposób nie odkleja się reli-gia i wiara od niczego, co w nim może być. I jeśli ktoś z wrażego klanu lub plemienia obrazi Allaha i jego Proroka, to jasne jest dla niego, że cały wraży klan za tego jednego idiotę odpowiada. I takie jest jego klanowe (a nie rzymskie) prawo i obowiązek.
ż poradzić, że jeśli ktoś mi napaskudzi na Chrystusika, to ja będę nadal dumny ze swojej cywilizacji euro-amerykańskiej oraz ze wszystkich swobód i wolności, a jeśli ktoś jemu napaskudzi na Mahomecika, to on w najłagodniejszym przypadku da w mordę każdemu członkowi wrażego klanu, bo według niego cały klan jest zepsuty, skoro ma w sobie takich osobników.
ż poradzić, aby religijność tego muzułmanina tak złagodniała, aby stać w pełni akceptowalną i nawet modną odmiennością czy „innością” chętnie widzianą nawet w dobrym towarzystwie i abym nareszcie ja – oswojony i super poprawny katolicki ateista mógł sobie pogadać z oswojonym ateistą islamskim o piciu alkoholu i spożywaniu kotletów bardzo wieprzowych.
ż poradzić, aby było tak miło i przyjaźnie?

Challenge-Of-Islam-To-Christians