Teraz siedzę w swoim nieurządzonym do końca gabinecie i kataloguję książki. W dzień za oknem widzę góry, mamy późną jesień, a więc widoku nie zasłaniają liście. Są liście, mam zieleń, nie ma liści, mam góry.
Zjechałem tu 8 września tego roku (2017) już na zawsze. Mam to z tyłu głowy, że rozpocząłem ostatni etap życia i już do jego końca będę tutaj w Jeleniej Górze, Sobieszowie, wśród gór i lasów – powiedzmy – w permanentnych okolicznościach wakacyjno-wczasowych. Nowy, ostatni etap życia. Wokół pięknie, a mnie to ciąży. Ta świadomość zmierzania do wiadomego celu.
Podobno starych drzew się nie przesadza, a ja po spędzeniu 68 lat życia, od urodzenia w Warszawie przeflancowałem się prawie 500 kilometrów na południowy-zachód. Ola też rodowita warszawianka z Nowogrodzkiej. Rozstaliśmy się ze stylową Starą Ochotą i przeprowadziliśmy się na stałe właśnie tutaj do Kotliny Jeleniogórskiej…
Trzeba pisać. Pisanie może pomóc.
I słusznie – co tam Warszawa! – duża, zatłoczona, udająca jaśniepańską i lepszą od reszty świata. Tu jest magia, góry, tajemnice, natura i zamki i to o wyciągnięcie ręki! i tłoku nie ma – a niespodzianek co nie miara – za każdym zakrętem – no i nic nie jest oczywiste. Tylko odkrywać! Pozdrawiam – Róża
Też sie tak pocieszam i naprawdę doceniam walory tego miejsca. Przecież razem Olą to właśnie miejsce wybraliśmy. Jelenią Górę, Sobieszów.