Nie dla kombinowania płcią

Prezydent RP zastopował ustawę, przepchniętą przez rządzących, o dowolnym w gruncie rzeczy decydowaniu o płci. Absurdalność tej regulacji prawnej poraża i nawet Franz Kafka czy Witkacy nie wymyśliliby takich rozwiązań literackich. No, może jednak oni akurat by wymyślili, bo byli artystami nie przeciętnymi.

Cieszę się niezwykle, że ludzie też przytomnieją i nawet na łamach mediów głównego nurtu wyrażają swą aprobatę dla decyzji Prezydenta Andrzeja Dudy i to przytłaczająca wiekszością. Oto odpowiedni tweet:

Ernest Skalski wie jak i z kim trzeba rozmawiać

 

22 września 2012 o 18:27

skalskiErnest Skalski jest znakomitym, doświadczonym publicystą i właśnie dlatego pokazał, jak należy traktować poważnych oponentów. Należy ich mianowicie traktować poważnie i merytorycznie.
Nikt, powtarzam ze zdziwieniem nikt, nie zmia
żdżył tak skutecznie i celnie PiS-u jak uczynił to Ziemkiewicz w dwóch rozdziałach jednej ze swoich książek (nie pamiętam, czy to w „Polactwie“ czy „Michnikowszczyźnie“. Przejechał się po tej partii jak walec, pokazując absurdalność poczynań jej ludzi, tępotę i brak kompetencji. Uczynił to dotkliwie i bardzo skrupulatnie. Jeśli się ma takiego sojusznika, to przeciwnicy są znacznie mniej groźni.
Wie o tym Ernest Skalski i dlatego u
żywa w sporze argumentów, a nie inwektyw i pisze o krytycznych wobec PO artykułach w Gazecie Wyborczej.
Wytrawny publicysta wie,
że nie wystarczy — jak to któryś z komentatorów błyskotliwie ujął — „puścić gluta“ na Ziemkiewicza, Wildsteina, Zarembę i całkiem spory zastęp piszących, posiadających wiedzę, a przede wszystkim doskonały warsztat zawodowy. Wie, że nie wystarczy powiedzieć, że do pewnego momentu, to byli „zdolni chłopcy“ i tacy mili, i inteligentni, a później się zatrzymali — bo, co — bo np. ulegli nazyfikacji, nawrócili się na religię smoleńską, urzekły ich fackelzugi, idea wodzowska i najczarniejsze mroki klerykalizmu.
Ernest Skalski wie,
że nonsensem jest postulat denazyfikacji czegoś-kogoś, co nie zostało znazyfikowane. Kogo denazyfikować — Zarembę, Wildsteina, Antoniego Liberę (pewnie zwiedziony przez Becketta i przez tłumaczonych przez siebie starożytnych greckich tragików dał się bidulek oszołomić), a może Jana Krzysztofa Kelusa (pewnie zaślepiony nienawiścią i oślepiony blaskiem pochodni zagubił się i drżącą ręką napisał list w obronie swobody wypowiedzi — co za ignorant, nieprawdaż?).

Z czym do gości? Z czym do ludzi wiedzących, co chcą napisać, będących pewnymi swoich poglądów, a przede wszystkim posiadających fenomenalny warsztat pisarski. Toż oni takiego fatyganta, amatora-denazyfikatora czy autora, który ma nie dwie szare komórki, a pewnie trzy w kilku zdaniach okręcą sobie wokół małego palca u lewej nogi i nawet się tym nie zmęczą.
I Ernest Skalski o tym wie i podejmuje powa
żną, merytoryczna rozmowę z oponentem. Tak samo czyni Azrael i tych Autorów się czyta z szacunkiem i zrozumieniem. To są rzetelni rozmówcy, dyskutanci — a jeśli są przeciwnikami — to to są przeciwnicy, których warto, naprawdę warto mieć.