„Cóż poradzić: oni nas nienawidzą. Nienawidzą naszej kultury, nienawidzą naszej religii, ale przede wszystkim, nienawidzą naszej wolności i naszej demokracji“ — napisał Jacek Pałasiński na portalu „Studio Opinii”.
Cóż poradzić, że jeśli ktoś obrazi Allaha i/lub Jego Proroka, to muzułmanin czuje się tak, jakby mu ktoś wyrwał mózg, serce i duszę, jakby mu została jedynie sama bezduszna cielesna powłoka z fla-kami, że czuje się tak jakby zmiażdżono mu z imentem tożsamość i w ogóle wszystko, co ma i co nadaje sens jego życiu.
Cóż poradzić, że muzułmanin nie ma takiej impregnowanej cywilizacyjnie świadomości jak ja.
Jeśli mi ktoś powiesi coś nieprzyjemnego na Krzyżu, to zawsze mogę być dumny, a nawet przew-rotnie zadowolony, że posiadam własny, drugi policzek, a poza tym jestem spadkobiercą francus-kich Encyklopedystów, deklaracji praw i wolności oraz najróżniejszych konstytucji i kodeksów. Co najwyżej łzę otrę z tego drugiego policzka, jeśli jacyś – rzecz jasna – fundamentaliści sprowokują sąd do ukarania za ten czyn grzywną niewinnego człowieka.
Cóż poradzić, że muzułmanin nie pójdzie w moje ślady i nie zaakceptuje, jako fundamentalną (tfu, co za słowo) zasadę wolności przyzwolenie na przytulanie się nagiego artysty do ukrzyżowanej figury Zbawiciela, bynajmniej nie w celach dewocyjnych. No, ale na mnie patrzy skądś tam Jean-Jacques Rousseau, a na niego nawet Rousseau Celnik nie spojrzy. On nie „nienawidzi naszej wolno-ści i naszej demokracji”, on jej zwyczajnie zupełnie nie bierze pod uwagę, bo nie jest mu do niczego, ale to do niczego potrzebna, a jeśli cokolwiek o tej naszej wolności i demokracji wie, to wie, ze niesie ona dla niego gehennę pełną ognia. Tak ma.
Cóż poradzić, jeśli ja jestem w stanie zgodzić się na sprzeczne z moją wiarą przejawy życia, bo tak mam, po św. Pawle, iż oddziela się we mnie sfera religijna od świeckiej (nie wiem, czy nie za bar-dzo mi się ona oddziela), a rzeczonemu muzułmaninowi w żadem żywy sposób nie odkleja się reli-gia i wiara od niczego, co w nim może być. I jeśli ktoś z wrażego klanu lub plemienia obrazi Allaha i jego Proroka, to jasne jest dla niego, że cały wraży klan za tego jednego idiotę odpowiada. I takie jest jego klanowe (a nie rzymskie) prawo i obowiązek.
Cóż poradzić, że jeśli ktoś mi napaskudzi na Chrystusika, to ja będę nadal dumny ze swojej cywilizacji euro-amerykańskiej oraz ze wszystkich swobód i wolności, a jeśli ktoś jemu napaskudzi na Mahomecika, to on w najłagodniejszym przypadku da w mordę każdemu członkowi wrażego klanu, bo według niego cały klan jest zepsuty, skoro ma w sobie takich osobników.
Cóż poradzić, aby religijność tego muzułmanina tak złagodniała, aby stać w pełni akceptowalną i nawet modną odmiennością czy „innością” chętnie widzianą nawet w dobrym towarzystwie i abym nareszcie ja – oswojony i super poprawny katolicki ateista mógł sobie pogadać z oswojonym ateistą islamskim o piciu alkoholu i spożywaniu kotletów bardzo wieprzowych.
Cóż poradzić, aby było tak miło i przyjaźnie?