Ksiądz Kołłątaj idzie na całość, ostrym przebojem

Bardzo lubię wszystkoizm dawnych pisarzy (pisarzów, jak to się właśnie ongiś pisało), którzy jeśli już zabierali się do jakiegoś dzieła, to – potocznie mówiąc – szli na całość, nie krępując się i nie zważając na czyhające ich ograniczenia. załatwiali temat w trybie szczegółowym i w całości. Tak też uczynił nasz wybitny humanista, ks. Hugo Kołłątaj, skroiwszy na prawie tysiąc stron tomiszcze, zatytułowane dumnie „Rozbiór krytyczny zasad historii początkowej wszystkich ludów„. A co się będzie hamował? Nie, wybranych ludów czy kilku środkowo- europejskich ludów, tylko, psiakrew, wszystkich ludów. czy jest to dla wszystkich jasne?!!! No.

Jako wzorowy racjonalista (wzmożony epoką pełną iluminacji), obsobacza różnych niewydarzonych pismaków, rymopisów i innych, pożal się Boże, artystów za karygodnie lekkomyślne traktowanie zadań autorskich, dotyczących naszych dziejów. Opiniuje surowo:

„Lecz skoro poetowie przywłaszczyli sobie opowiadanie dawnych dziejów, szukając przez ten sposób zysku, starali się jedynie podobać swym słuchaczom, zaostrzając ich ciekawość przez osobliwości i dziwy”.

Nie ma serca do kolegów po piórze, których uważa za osobników zasadniczo gorszego sortu umysłowego, za jakichś grasantów intelektualnych, którzy tylko psują powietrze filtrowane usilnie przez Oświeconych z kręgów Kuźnicy i okolic. Wszak – przypomina nasz humanista – poetów w starożytnym Rzymie nazywano grassatores, „właśnie jak my zwiemy tych 'biegusami’ lub 'torbiarzami’, którzy lud pospolity podobnie bawią dawnymi powieściami lub świeżymi nowinami”.

Nie będziemy tu – przynajmniej na razie – zagłębiać się w całość rzeczonego dzieła, w teorię potopu i złotego wieku itepe, itede. Wrócimy jeszcze do tych kwestii, mam nadzieję. Chciałbym jedynie przedstawić opinie nader egzotycznie brzmiącą dla naszych uszu i – moim zdaniem – znakomicie ukazująca ogrom wiedzy jaki nas spotkał, wiedzy która zaświtała w naszych głowach przed laty, a teraz nawet już spowszedniała.

Hugo Kołłątaj zastanawia się nad starożytnymi znaleziskami, co by też one znaczyć miały uważając, że dawni pisarze tylko materię cała pogmatwali niczego nie wyjaśniając:

„Wiemy, że tam stoją dotąd piramidy i stać będą jeszcze długo; ale nie wiemy, kto je wystawił, kiedy i na jaki koniec? Domysły około tego dawnych i teraźniejszych, im liczniejsze, tym mniej pewne. (…) Widzimy podobnie tyle obelisków, na których dochowały się dawne napisy, może bardzo ważne, może mało znaczące. któż je dotąd przeczytał? Wszystkie około tego usiłowania były daremna”

Pisał te słowa w 1800 r., w więzieniu w Ołomuńcu. W porównaniu z jego wiedzą jesteśmy wszechwiedzący niemal. Możemy się tym szczycić, ale jeślibyśmy tylko odważyli się na historyczną syntezę, na opisanie początków i dalszych dziejów wszystkich ludów, to zapewniam, że szybko natrafilibyśmy na jakieś nader istotne, a nieznane nam szczegóły, tak jak przed ponad dwoma wiekami napotkał wielce oświecony ksiądz Hugo Kołłątaj.

Teraz

Teraz siedzę w swoim nieurządzonym do końca gabinecie i kataloguję książki. W dzień za oknem widzę góry, mamy późną jesień, a więc widoku nie zasłaniają liście. Są liście, mam zieleń, nie ma liści, mam góry.

Zjechałem tu 8 września tego roku (2017) już na zawsze. Mam to z tyłu głowy, że rozpocząłem ostatni etap życia i już do jego końca będę tutaj w Jeleniej Górze, Sobieszowie, wśród gór i lasów – powiedzmy – w permanentnych okolicznościach wakacyjno-wczasowych. Nowy, ostatni etap życia. Wokół pięknie, a mnie to ciąży. Ta świadomość zmierzania do wiadomego celu.

Podobno starych drzew się nie przesadza, a ja po spędzeniu 68 lat życia, od urodzenia w Warszawie przeflancowałem się prawie 500 kilometrów na południowy-zachód. Ola też rodowita warszawianka z Nowogrodzkiej. Rozstaliśmy się ze stylową Starą Ochotą i przeprowadziliśmy się na stałe właśnie tutaj do Kotliny Jeleniogórskiej…

Trzeba pisać. Pisanie może pomóc.